Ukazywał on godzinę drugą trzydzieść. Zaklęłam pod nosem i wstałam kierując się w stronę Daniela. Widziałam tylko jak obściskiwał się z jakąś dzwiką. Czemu ją tak nazwałam? Nie, nie dlatego, że byłam zazdrosna, raczej dlatego, że na nią wyglądała. Krótka, różowa spódniczka, nawet nie zakrywająca jej wielkiej dupy, wyglądała conajmniej jak szmata. Jej top w tym samym kolorze nie zakrywał brzucha, w którym widniało kilka kolczyków. Co najważniejsze, pierwsze co rzucało się w oczy to to, że miała czarny, koronkowy stanik.
- Daniel, chodź zbieramy się już - ponagliłam chłopaka, odrywając go od dziewczyny, a raczej lafiryndy... - No chodź! - krzyknęłam głośniej, ale ten spowrotem wrócił do całowania jej sztucznych ust tak, jakby to było jakieś miłe uczucie.
- Idź sama, jesteś już duża - wymróczał pomiędzy pocałunkami, które składał na jej pokrytej fluidem szyji. Stałam tak i miałam chęć rzygnąć na ich obojga. Daniel zwykle nie zachowuje się tak. Kiedy nie pije jest bardzo, ale to bardzo kochany i miły, dlatego to pierwszy raz kiedy wybrałam się z nim do klubu. I raczej ostatni...
Ze zrezygnowaniem ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy już znalazłam się na dworze poczułam się znacznie lepiej. Mniej tego zapachu - alkoholu. Może i lubiłam czasem troche wypić, ale to naprawdę zdarzało się rzadko i raczej nie przepadałam za tym zapachem.
Kiedy znalazłam się kilkanaście metrów dalej i nie było słuchać tej głośnej muzyki, moje uszy mogły w końcu odetchnąć. Najbardziej lubiłam te momenty kiedy siadałam na kanapę, albo cokolwiek innego i czułam te wibracje spowodowane głośnikami...
Postanowiłam lekko skrócić sobie drogę. Wiedziałam, że to niebezpieczne bow tamtych okolicach często spotyka się wielu przeróżnych i bardzo groźnych ludzi, ale moje nogi mówiły mi co innego. Po tylu przetańczonych piosenkach nie mogłam ustać, co już mówić o chodzeniu...
Po kilku minutach szybszego marszu zobaczyłam w zaułku dwóc mężczyzn. Wyglądali na groźnych i to najbardziej mnie przerażało. Oboje się na mnie obejrzeli, a ja zilustrowałam ich groźne twarze. Oboje mieli wytatułowane na skroni znak księżyca i gwiazdy. Idealnie połączone ze sobą, w kolorze granatu. To najbardziej zapamiętałam. O dziwo nie bałam się aż tak bardzo patrzeć w ich oczy. Coś dodawało mi takiej nadziei, że wprost wzrok sam mi tam leciał. Jakby to kiedyś przydało mi się w przyszłości...
Po chwili pewnym krokiem ruszyłam dalej znikając z ich pola widzenia. Miałam w dupie to wszystko. Nawet mój umysł wyrzeźwiał... To było dziwne zdarzenie.
Kiedy znalazłam się w domu opadłam a łóżko w ciuchach nie mając siły nawet się przebrać. Nie przykryłam się niczym tylko od razu odpłynęłam w tajemnicze objęcia Morfeusza, wiedząc, że od dobrze zajmie się moim umysłem dryfującym na przestrzeni życia, a jawy...
"Masz tylko jedną szansę, aby wznieść się ponad chmury..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz